W Zakopanem jest jeszcze pusto i tak nudno, że można wyć z nudów. Nie mam nikogo ze znajomych bliżej, więc prawie „nie rozmawiam”. Chodzę tylko między łąkami.
[...]
W Zakopanem zaczyna się życie jakoś unormowywać. Już pewno nie będzie ani takich kryzysów budowlanych, ani drożyzn na place. Ale mię to wszystko nie tentuje. Bądź co bądź człowiek tu żyje w warunkach nienormalnych. Jeżelibym kiedy przyjeżdżał tutaj, to tylko w zimie. Szczególna rzecz, że tu, wśród tych świerków i małych nędznych domków trzeba być ciągle porządnie ubranym i żyć nie życiem miejscowym, tylko jakimś warszawskim. Pochodzi to stąd, że poza Zakopanem jest tylko las, a trudno już żyć życiem leśnym. Górale zamienili się w Żydów, ciągnących piekielne zyski bez pracy, w żebraków, w oszustów i bogaczów. Chcąc znaleźć człowieka do rozmowy, trzeba by iść gdzieś ze dwie mile drogi do Witowa, Dzianisza albo innej wsi jeszcze nie dotkniętej kulturą i „co proszę”.
Zakopane, 3 lipca
Stefan Żeromski, Listy 1897–1904, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, red. Zbigniew Goliński, Warszawa 2003.
Skończyły się upały, któe tu dochodziły do strasznych rozmiarów. Kurz był taki, że nie było sposobu okna otworzyć. Teraz straszny ruch, Zakopane pełne po brzegi i obrzydliwe ze swym hałasem, wrzawą, krzykami po nocach. Dziwnym zbiegiem pełno tu osób, które w zeszłym roku były w Nałęczowie [...].
Dzieci zajęte są zabawą japońską, która pojutrze odbędzie się i nareszcie skończy. Poczciwy pan Stanisław nie tylko pomalował osobiście „kimona” dla Adasia i Heni, ale dla Adasia kupił materiał i sam własnoręcznie uszył ów japoński szlafrok.
Zakopane, 29 lipca
Stefan Żeromski, Listy 1897-1904, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, red. Zbigniew Goliński, Warszawa 2003.